Tego dnia obudziłam się sporo przed świtem - nie ma się co dziwić, bo w Polsce był już środek dnia. Poleżałam jeszcze chwilę, wykonałam kilka telefonów, potem szybki prysznic i zaraz po wschodzie słońca ruszyłam w stronę plaży. Ulica jeszcze spała, ale małe markety były już otwarte, więc zakupiłam gorącą kawę w OXXO i usiadłam na brzegu rajskiej plaży. Przyznam, że smak kawy mnie nie zadowolił - mimo, że wybrałam kawę bez cukru, była bardzo słodka, a niestety nie jestem wielbicielką słodzonego czarnego trunku...
Morze Karaibskie przywitało mnie falami i mokrym piaskiem, który nie zdążył jeszcze wyschnąć po nocnym przypływie. Posiedziałam chwilę zachwycając się nadmorskim klimatem i ruszyłam na południe. Było jeszcze prawie całkowicie pusto. Fale opłukiwały moje stopy i schładzały kostkę, która nadal mnie bolała. Przeglądając mapę Playa del Carmen odkryłam kilka interesujących punktów - niewielkich ruin, które pozostały ze świata Majów. Zeszłam z plaży w dzielnicy willowej znajdującej się tuż koło pola golfowego i urokliwymi, bardzo zadbanymi uliczkami skierowałam się w stronę pierwszej piramidki. Okazała się bardzo mocno zarośnięta palmami i trawami, ale jej zarys i jedna ściana były bardzo wyraźne. Następna ruina znajdowała się kilkaset metrów dalej i w jej skład wchodziło kilka niewielkich budowli, również ukrytych w dżungli.
Na terenie Playa del Carmen można znaleźć 3 różne strefy archeologiczne, a na terenie Playacar znajduje się około 100 małych obiektów. Byłam zaskoczona, że w tej turystycznej miejscowości znajduje się tyle ruin i pewnie gdyby nie dokładne przeglądanie mapy w ogóle bym tutaj nie trafiła, a naprawdę warto, bo obiekty choć malutkie mają swój urok i przybliżają nam tę niezwykłą kulturę. Wstęp do każdego z tych miejsc jest bezpłatny, a przychodząc wcześnie jest spora szansa na zwiedzanie ruin w samotności.
Zbliżało się południe, a ja przypomniałam sobie, że wciąż jeszcze nie zjadłam śniadania. Mój organizm nie przystosował się do zmiany czasu i zupełnie nie panował nad porami snu, ani porami jedzenia. Zaglądnęłam jeszcze na pole golfowe i skierowałam się do centrum po coś smacznego. Szybko znalazłam uliczne stragany oferujące tacosy, tortillę i inne meksykańskie przysmaki. Poprosiłam oczywiście o wersję na ostro i... nie zawiodłam się! Moja tortilla z ostrym sosem była przepyszna i porządnie przepaliła mi przełyk. Tego właśnie oczekiwałam od meksykańskiego jedzenia. Posmak kukurydzy, podsmażane warzywa i kurczak doskonale komponowały się z ostrymi sosami. Oczywiście nie mogło się obejść bez wpadki - nie pomyślałam, że ostre sosy należy wlać do środka, a nie polać nimi potrawę po górze... Przynajmniej Meksykanie mieli dodatkowy powód do radości i śmiechu, a i ja pośmiałam się nieco z własnej głupoty.
Nadszedł czas na odpoczynek na plaży, która zdążyła zapełnić się już wczasowiczami. Znalazłam miejsce przy pomoście, z którego odpływają promy na Cozumel i zanurzyłam się w ciepłej, błękitnej wodzie. To była cudowna ulga w upalnym dniu! Moje szczęście nieco ustąpiło po tym jak trzykrotnie oparzyła mnie meduza - no cóż, one lubią trzymać się takich właśnie miejsc. Wyszłam z wody i obserwowałam niczego nie świadome, następne ofiary przezroczystej galaretki...
Nie należę do osób, które zbyt długo usiedzą w jednym miejscu, pozbierałam więc swoje rzeczy i ruszyłam wybrzeżem na północ, mając nadzieję dotrzeć do czegoś co na mapie wyglądało jak półwysep - z jednej strony morze, z drugiej... hmmm, no właśnie, co? Bagienko? Jezioro? Oddzielona cześć morza? To trzeba było sprawdzić! Mijałam nadmorskie dyskoteki, boiska do siatkówki, czasami musiałam zejść z plaży do miasteczka, czasami przeprawić się po workach ustawionych na brzegu, by morze nie zabrało budynków. Minęłam port i jeszcze jakiś czas temu otwarty dla turystów pomost (jak wynika z opowieści znajomych, którzy byli tutaj kilka lat temu). W sumie nie ma się co dziwić, że pomost został zamknięty - wyglądał na mocno uszkodzony i mógł stanowić zagrożenie. A szkoda, widok z niego musiał być niesamowity. Obserwowałam różne plaże, niektóre zachwycały, niektóre wręcz przeciwnie - były bardzo wąskie, pozbawione piasku i mocno zaśmiecone, mimo, że znajdowały się tuż przy samych hotelach.
Dotarłam w końcu do wyznaczonego celu i niestety zawiodłam się... Okazało się, że "jezioro" lub "bagienko" jest zupełnie zarośnięte gęstą roślinnością i w dodatku odgrodzone od plaży siatką. Nie tego oczekiwałam, ale plaża która się tam znajdowała była całkiem przyjemna i dużo spokojniejsza od tych w samym centrum Playa del Carmen. Rozłożyłam ręcznik, ułożyłam się wygodnie, a moje oczy same się zamykały. W Polsce była już 22.00, więc mój organizm chciał się już położyć i wypocząć. Pozwoliłam sobie na krótką drzemkę pod palmą, by nieco się zregenerować.
Gdy wróciłam do centrum Playa, słońce powoli już zachodziło. Jak poprzedniego dnia, na głównym rynku pod Portal Maya pojawili się Indianie tworzący magiczną muzykę i tańczący w jej rytm. Mogłabym tam siedzieć bez końca! Obejrzałam kilka razy ich występ wrzucając przy okazji trochę Peso (żeby Majowie chronili mnie w czasie mojej podróży). Nie były to jedyne występy, które się tam odbywały, ale to właśnie oni najbardziej przyciągnęli moją uwagę. Obok na słupie inna grupa barwnych Meksykanów kołysała się na słupie w rytm bębenka i piszczałki, gdzieś dalej grała orkiestra meksykańska.
Na ten wieczór miałam jeszcze jeden cel - skosztować meksykańskiej Michelady. Piłam ją już kiedyś we Wiedniu i wiedziałam, że ta oryginalna będzie smakować jeszcze lepiej! Piwo z lodem, sokiem pomidorowym, sokiem z limonki, ostrymi sosami i ostrymi przyprawami na pierwszy rzut oka przeraża, ale po skosztowaniu zachwyca! Każdy, kto przyjeżdża do Meksyku powinien koniecznie skosztować tego orzeźwiającego i baaaardzo pikantnego napoju!
Robiło się późno i moje zmęczenie coraz bardziej mi przeszkadzało... Trzeba było pożegnać się z tym tętniącym życiem światem i udać się w stronę hotelu. Następnego dnia czekał mnie rejs na wyspę Cozumel i nowe przeżycia...
Czy wiecie, że taką Michaladę możecie przygotować sami w domu? Przepis jest nieco skomplikowany, ale warto poświęcić chwilę czasu i skosztować tego przysmaku!
Przepis znajdziecie w internecie, a jeśli nie chce Wam się szukać, lub chcielibyście wypróbować ten, z którego ja korzystam, to napiszcie do mnie, chętnie podam Wam mój ulubiony.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium