Artykuły z tej kategorii

Plan był na 3 lub 4 ferraty, ale coś poszło nie tak... I dobrze! 

Wstajemy rano, wyglądamy za okno, a tam morze mgieł i gęsty deszcz... Na szczęście nam żadna pogoda nie straszna, ale plany trzeba było zmienić - ferraty w taką pogodę są niestety zbyt śliskie i sprawiają raczej mało przyjemności. Okolica Gosau jest jednak pełna cudownych miejsc i pomimo deszczu nie sposób się tu nudzić. 

Zjedliśmy więc śniadanie i w strugach deszczu wsiedliśmy do samochodu. Kilka serpentyn, tunel i naszym oczom ukazało się malownicze miasteczko, ponoć najpiękniejsze w całej Austrii - Hallstatt. Rzeczywiście jego położenie na zboczu góry wchodzącej stromo w całkiem spore jezioro robi niesamowite wrażenie. Na szczęście deszcz nieco ustał i bez użycia parasolek mogliśmy udać się na spacer.

W miasteczku pełno jest wąskich uliczek, a z tarasów widokowych roztacza się wspaniały widok na całą okolicę. Ponoć najpiękniejsze zdjęcia można zrobić wypływając na jezioro.

Pogoda nieco się poprawiała, chmury podnosiły się ku górze i mieliśmy cały czas nadzieję, że już za chwilę zobaczymy lodowiec na Dachstein. Pozwiedzaliśmy jeszcze drugą stronę jeziora, podjechaliśmy pod wyciąg na wspomniany wcześniej szczyt i ruszyliśmy z powrotem w stronę jeziora Gosau. Widok, który ukazał się moim oczom był naprawdę zachwycający. Gładka tafla jeziora i schowany we mgle lodowiec. W takim miejscu koniecznie trzeba było zjeść coś pysznego w przybrzeżnej restauracji i wygrzać nieco twarz w promykach delikatnie wyłaniającego się zza chmur słońca. Ciężko było mi się jednak skupić na tym widoku, gdyż tuż nade mną spomiędzy mgieł wyłaniała się drabinka ferraty Inter Sport - moje marzenie i główny cel tego wyjazdu. No ale cóż - spełnienie marzenia przewidziane było dopiero na dzień następny. 

Ruszyliśmy malowniczą ścieżką wzdłuż jeziora w kierunku krótkiej Laserer Alpin Klettersteig. 

Ferrata ta choć bardzo krótka i bez wzbijania się na szczególne wysokości robi całkiem niezłe wrażenie - najpierw idzie się nad samą taflą jeziora, następnie po drabince przechodzi się nad ścieżkę, by po krótkiej wspinaczce przejść mostkiem idealnie ponad głowami zdziwionych turystów. Na całej trasie towarzyszy nam widok Dachstainu (no, my to sobie mogliśmy jedynie ten widok wyobrazić). Niektórych w tym punkcie zestresować mogą wspomniani turyści, którzy często wyciągają aparaty i fotografują to "dziwne zjawisko". Laserer Alpin Klettersteig jest stosunkowo łatwa i raczej nikt nie powinien mieć problemów z przejściem jej - oczywiście w odpowiednim sprzęcie. Chodzenia bez rękawiczek nie polecam (tak, byłam na tyle głupia, by to wypróbować - dziury w rękach leczyłam przez następnych kilka dni).

  

W drodze powrotnej zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć jeziora i górującego nad okolicą Dachsteinu.

Idąc dalej szlakiem w stronę najwyższego szczytu możemy natknąć się na jeszcze jedno "jezioro". Cudzysłów zastosowałam celowo, gdyż na mapie rzeczywiście oznaczone jest jezioro, jednak po dotarciu na miejsce okazuje się, że jest to całkowicie pozbawiony wody teren, pełen naniesionych potężnych głazów. Wodę słychać jedynie jak szumi gdzieś głęboko pod kamieniami. Pewnie gdy przychodzą ulewy albo wiosenne roztopy miejsce to faktycznie wypełnia się wodą.

Dzień zbliżał się ku końcowi. Gdy dochodziliśmy do samochodu było już ciemno. Niestety pomimo wielkiej nadziei Dachstain nie pokazał się nam w całej okazałości. Liczyliśmy jednak na to, że następny dzień będzie już pogodny i zobaczymy jego piękno. Byliśmy nieco głodni, a Hallstatt wydawało nam się być idealnym miejscem na drobny posiłek. Znane, turystyczne miasteczko, w którym światła odbijają się w jeziorze musi w końcu po zmroku tętnić życiem! Jak wielkie było nasze zdziwienie i zawód, gdy okazało się, że to cudowne miasteczko po zmroku zwyczajnie wymarło... Puste uliczki, jedna czynna restauracja, zupełnie nie oświetlony deptak... A godzina wcale nie była późna! Mieliśmy ogromne szczęście, że na centralnym ryneczku nad samym jeziorem trafiliśmy na dopiero zwijającego się do domu Polaka w budce z kebabem i grzanym winem. Głód został zaspokojony, grzane wino rozgrzało nas, a przy okazji udało nam się poznać bardzo ciekawą parę z Polski, która od kilku dni podróżuje po Alpach camperem. Jak widać Polak wszędzie trafi na Polaka, nawet jeśli w całym miasteczku na uliczkach jest tylko kilka osób. 

Następnego dnia czekała nas Ferrata Inter Sport - przynajmniej taką mieliśmy nadzieję, bo pogoda była wciąż niepewna. Czy udało nam się wyjść na Grosser Donnerkogel i czy w końcu zobaczyliśmy Dachstein w całości? O tym możecie przeczytać w następnym artykule.

Hallstatt, Jezioro Gosau, Laserer Alpin Klettersteig

27 września 2021

​​​​​​​

27.09.2021

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ty też bez problemu stworzysz stronę dla siebie. Zacznij już dzisiaj.